czwartek, 25 kwietnia 2019

Maresi. Kroniki czerwonego klasztoru - Maria Turtschaninoff



Autor: Maria Turtschaninoff
Tłumacz: Patrycja Włóczyk
Wydawnictwo: Młody Book
Ilość stron: 256

Jak wyglądałby świat bez mężczyzn? Czy ktoś z nas potrafi wyobrazić sobie życie na ziemi bez tej drugiej płci? Potraficie wyobrazić sobie jak wiele, brak mężczyzn lub kobiet, zmieniłby na świecie? Kiedy myślałam o świecie typowo kobiecym, to zawsze wyobrażałam sobie go tak jak autorka "Maresi", że będzie to świat pełen harmonii, spokoju i mądrości.. Ale czy takie myślenie nie jest, aż nazbyt feministyczne? Z pewnością jest, jednak nie można odmówić tej wizji pewnego uroku.

Maresi ma trzynaście lat i mieszka na wyspie Menos, w Czerwonym Klasztorze, którego mieszkankami są same kobiety. Kiedy ją poznajemy wciąż jest nowicjuszką. Jedną z najstarszych, ponieważ nie wykazuje cech na tyle charakterystycznych, aby przypisać ją do którejś z Sióstr, od których mogłaby pobierać dalsze nauki. Głównym celem Klasztoru jest zapewnienie dziewczynką w różnym wieku wykształcenia i bezpieczeństwa, a także przygotowanie ich do pozostania na wyspie jako jednej z Sióstr lub wykorzystywania zdobytej wiedzy w świecie, który przepełniony jest głodem, strachem i agresją.
Pewnego dnia przy wyspie cumuje łódź, z której wysiada Jai, nowa nowicjuszka. Jest małomówna i bardzo skryta, więc Maresi stara się zapewnić jej jak najlepszą opiekę na wyspie, dzięki czemu dziewczynki w końcu zostają przyjaciółkami. Jednak Jai przyniosła ze sobą pewną historię... Historię, która nie pozwoli jej zapomnieć o świecie, który opuściła i przyniesie ze sobą mrok, z którym wyspa dawno nie miała okazji się mierzyć...

Wizja świata przedstawiona przez Marie Turtschaninoff ma pewien urok, z którym dawno nie spotkałam się w żadnej książce. Mimo że akcja nie jest rwąca i szybka, a cała historia przepełniona jest opisami codziennych czynności i samego Klasztoru, to naprawdę chce się zostać na tej wyspie i nie sposób się od niej oderwać. Świat ten jest stworzony przez autorkę od podstaw, dlatego nie jesteśmy w stanie znaleźć choćby przybliżonego położenia wyspy. Poza tym w książka jest swoistą fantastyką opierającą się na nowej religii i jej własnej magii, co jest moim zdaniem największym plusem tej krótkiej opowieści! Czytając wciąż analizowałam relację między boginiami, to jak funkcjonuje kobieca społeczność przy tak mocnej wierze i jak namacalna jest ta religia. Autorka kreując zasady, obrzędy i święta w Czerwonym Klasztorze wykazała się ogromną kreatywnością.

Narratorką powieści jest trzynastoletnia dziewczynka, więc Maria Turtschaninoff starała się przedstawić nam świat z perspektywy inteligentnego dziecka, co moim zdaniem wyszło jej idealnie. Język jest prosty, zdania krótkie i bez zbędnego rozbudowania, dzięki temu naprawdę wierzymy, że historię opowiada nam tytułowa Maresi. Czyta się bardzo szybko zważywszy na to, że książka ma jedynie 256 stron, moim zdaniem zdecydowanie za mało i jest to jej główny minus. Dosłownie jesteśmy w stanie przeczytać ją w jeden wieczór, a po odłożeniu jej na półkę czujemy jakby to był sen. Zdecydowanie za krótko na rzeczywiste związanie się z bohaterami.

Same postacie, oprócz Maresi, poznajemy jedynie pobieżnie. Najbliższe koleżanki tytułowej bohaterki posiadają niestety jedną, może dwie cechy i to wszystko. Tak jak napisałam wyżej, przez tak małą obszerność książki, nie jesteśmy w stanie poznać ich lepiej. Jedynie Jai, jako postać niosąca ze sobą pewnego rodzaju zwrot akcji, zostaje przybliżona nam nieco bardziej i udaje nam się zrozumieć jej relacje z Maresi i motywacje wielu zachowań.
Postaci w tej powieści jest naprawdę bardzo dużo. Patrząc na fakt, jak szybko te imiona się przewijają i jak niewiele o nich wiemy, to czasami musiałam dosłownie zatrzymać się i pomyśleć kim była dana kobieta i co robiła w Klasztorze, bo po prostu zapominałam.
Przeciwwagą okazuję się tytułowa Maresi. Uważam, że autorka starała się, aby nie była ona jedynie papierowa i jak dla mnie, odniosła sukces. Jako narratorkę poznajemy ją w wielu sytuacjach, dzięki czemu mamy okazję po prostu z nią "pobyć" i ugruntować nasze uczucia do niej. Rozumiemy jej tok myślenia, to, że dziewczynka zmienia swoje plany, wierzymy w jej motywację i naprawdę jesteśmy w stanie jej kibicować.

"Maresi. Kroniki czerwonego klasztoru" to książka feministyczna i wystarczy przeczytać opis, żeby mieć tego świadomość. Porusza trudne tematy i pokazuje mężczyzn z najgorszej strony. Przykre jest to, że kiedy pomyślimy o naszym świecie to w wielu miejscach nie różni się on za bardzo od tego przedstawionego w książce Turtschaninoff. Takie historie są potrzebne i mimo że sama nie określiłabym siebie jako feministkę, to łącząc moją świadomość świata i opowieść Maresi, budzi się we mnie potrzeba walki o spokój i kontrolę nad własnym życiem, o to, żebyśmy nie musiały bać się wyjść w nocy na ulice z obawy, że ktoś nas zgwałci, żebyśmy były traktowane jak inteligentne osoby, podejmujące własne decyzje. Żyjemy w XXI wieku, a pozostało jeszcze tak wiele pracy nad naszym światem, żeby mogło się to zmienić.

Sądzę, że jeszcze kiedyś wrócę do historii Maresi. Będę wyobrażać sobie jak cudowanie byłoby dorastać w tak pięknym miejscu jak Klasztor, pełnym nauki, przyrody i miłości. To takie marzenie, które warto w sobie pielęgnować, ponieważ wciąż jesteśmy w stanie osiągnąć taki stan rzeczy, my jako ludzie, obie płcie ramię w ramię...

Zdecydowanie polecam! Mimo że troszkę czepiałam się struktury bohaterów pobocznych, to z ręką na sercu mogę powiedzieć, że warto jest sięgnąć po "Maresi". To piękna opowieść, pełna kolorów, magii i wiary, pełna walki o samą siebie i najbliższych, taka, po której po prostu czujesz, że możesz być lepszym człowiekiem.

Moja ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
Książki- to moje życie... - Blogger Templates, - by Templates para novo blogger Displayed on lasik Singapore eye clinic.